Do zobaczenia w raju!

Zbieram się od dawna, by poczynić ten artykuł  dla przyjaciółki  Edyty- pamięci żałobnej. Minęły już prawie trzy miesiące od Jej śmierci. Jednak prawie każdego wieczoru przed snem rozmyślam niepogodzona ze stratą tak wspaniałej osoby…

Edytka siódmego grudnia obchodziła jeszcze swoje 38 urodziny; składałyśmy sobie życzenia, gdyż ja obchodziłam końcem listopada, umawiając się na najbliższe wspólne świętowanie.  Wcześniej we wrześniu miałyśmy się spotkać, jednak ryzyko pandemii przekreśliło nasze plany. Chciałam, żeby do mnie przyjechała i posiedziała nieco na mojej wiosce, by pocieszyć się urokami polskiego lasu, za którym ze swojego kanaryjskiego „raju” zawsze tęskniła.

Urodziny i  nagła śmierć

 Chciałam ją zatrzymać w Polsce, ponieważ akurat na początku pandemii straciła pracę z dnia na dzień, o czym pisała w sposób zakamuflowany na swoim popularnym blogu „ Ratunku mieszkam w raju”. Właściwie nie miała do czego wracać na Wyspy Kanaryjskie, za wyjątkiem przyjaciół. Chciałam Ją namówić do zostania w Polsce- akurat widziałam ofertę pracy dla dziennikarza z językiem hiszpańskim, myślałam, że może pójdziemy jeszcze razem na psychologię, którą Edyta się interesowała. Ale wyjechała nagle, jakby łapiąc  możliwy lot, zanim zostanie wszystko zamknięte. Po ostatniej rozmowie przez teflon i tzw. śledzeniu się na FB, dostaję informację w sobotę przez Messenger od wspólnej przyjaciółki, że „Edytka zmarła wczoraj…” tj. dokładnie  w piątek 18-nastego grudnia pechowego pandemicznego roku 2020. A, dopiero co, umawiałyśmy się, że jak skończy się pandemia to będziemy świętować spotkanie i swoje urodziny. Wiadomość była tak zaskakująca, że nie do uwierzenia, bo nikt się tej śmierci nie spodziewał-jak w tej smutnej piosence Starego Dobrego Małżeństwa  o śmierci ogrodnika ;  „ nawet kwiaty, które sadził wczoraj”. Informacja szybko się rozeszła, również w mediach, gdyż Edytka najpierw pracowała w Gazecie Krakowskiej, zanim zrobiła szalony krok wyjazdu na Wyspy. Jednak przyczyny śmierci nie podawano, gdyż nie były jasne jej okoliczności.

Przyczyny; czy to był korona wirus? Od znajomej w wiadomości dowiedziałam się, że Edytka jednego dnia się źle poczuła, poszła do lekarza. Ten uznał, że to nic poważnego i przepisał Jej paracetamol. Na drugi dzień dostała wysokiej temperatury 42 stopnie gorączki, kiedy przyjechało pogotowie już Jej nie uratowano. Sekcja zwłok wykazała, iż doszło do obrzęku płuc. Dalsze badania histopatologiczne mają wykazać przyczynę, a czeka się na nie długo.  Podejrzewam, że miała zapalenie płuc, którego nie wykryto i nie zatrzymano od razu . Czy przyczyną był wirus ? na pewno jakiś był, czy Chiński potwór?-  być może.

Paracetamol dobry na wszystko

Tak się składa, że w lutym dopadła mnie infekcja podobna do grypy. Po konsultacji z lekarzem dostałam to samo, co Edyta, czyli paracetamol , witaminę D oraz syrop przeciw kaszlowy, a także oczywiście zlecenie na test z kwarantanną- szczęśliwie negatywny.   Jednak po historii Edyty, zastanawiałam się; czy system w ramach WHO nie podaje takiej samej recepty na wszystko do momentu wyniku testu. Od bólu głowy i gorączki ze strachu przed paracetamolem kupiłam Apap- choć w sumie składnik jest ten sam. Lęk mnie ogarniał, oby nie skończyło się zapaleniem płuc, bo przecież nikt ich nie osłuchał przez telefon-jak podejrzewam również w przypadku stanu zdrowia Edyty. Myślę, że taki stan rzeczy powinien podlegać głębszej analizie przyczyny dramatu, jednak wiadomym jest, że nikt nie będzie się pakował w problemy post factum, zwłaszcza jeśli sprawa dochodzenia przyczyny śmierci ma miejsce zagranicą. Z pewnością wielu ludzi zauważa fakt, że pomoc medyczna w sytuacji pandemii często mija się z cele, a działania systemowo narzucone odgórnie dla tzw. bezpieczeństwa, sprawiają wrażenie, że pomoc lekarska sprawdza się  już tylko jedynie dla potrzeb zwolnienia z pracy. A, co myśleć o Hiszpanii?…myślę, że jest podobnie jak w Anglii.

Wspólnie na Wyspach Kanaryjskich w 2016 r.

Wyjątkowa przyjaciółka

Edytkę poznałam jeszcze w czasie moich studiów w Krakowie przez tzw. „Pieczarę” było to mieszkanie ciotki wspólnych przyjaciółek Anny i Marysi, w którym mieszkała najpierw Edyta, a potem ja. Edyta studiowała wówczas  z Anią na Uniwersytecie Jagiellońskim.  W czasie studiów spotykaliśmy się często na Kazimierzu, tam też organizowaliśmy wspólne niezapomniane zabawy sylwestrowe. Cieszyliśmy się wspólnie, kiedy Edyta zaczęła pracę w Gazecie Krakowskiej, otrzymując swoją pierwszą legitymację prasową. Jej konikiem tematycznym była historia Łęków. Oprócz tego drugą pasją Edyty były podróże, współpracowała  z jednym wydawnictwem podróżniczym, wydając swojego autorstwa przewodnik turystyczny. Wspólne pasje dziennikarskie nas łączyły. Kiedy przyszło się zmierzyć z emigracją, Edyta pierwsza zaczęła prowadzić swój blog , kiedy wyjechała na Wsypy, a ja za Jej przykładem zaczęłam swojego. Jej mottem życiowym było: „ co chcesz, to rób- co ci stoi na przeszkodzie! ” inaczej; „rób to, co kochasz”. Emigracja ma swoje minusy. Edyta podjęła się jej na tzw. wariackich papierach.

Porzucić wszystko

Edyta przy zachodzie słońca w Meloneras (Gran Canarie)

Dopiero, co zyskała status Redaktora na który bardzo ciężko pracowała, jednak zmiany personalne w redakcji wskazywały na zmianę oddziału miejsca pracy, co Edycie niezbyt pasowało. W między czasie uczyła się wspinaczki skałkowej. W środowisku miłośników tej aktywności poznała przystojnego Hiszpana, w którym się  szaleńczo zakochała. Napisała mi; Daria nie wierzę, zrobiłam to! W ciągu jednego tygodnia, porzuciła wszystko i kupiła bilet w jedną stronę na Wyspy Kanaryjskie, wyjeżdżając ze swoim przyjacielem. To było Jej  największe szaleństwo, którego nigdy nie żałowała. Ludzie często zmuszają się do życia w bezpiecznych schematach stałego, wypracowanego miejsca zatrudnienia, zamieszkania itd. Rzuciła się na głęboką wodę nie znając ni w ząb hiszpańskiego, ale za to bardzo dobrze angielski. Jeszcze w czasie studiów pomagała mi w angielskim przed moim wyjazdem do USA w ramach programu dla studentów do USA. Miała wybitną zdolność do szybkiego uczenia się języków, tak więc w miesiąc czy dwa już na tyle opanowała hiszpański, by szukać pracy. Na początku była to praca kelnerki na statkach z obsługą baru w malowniczej  Fuerteventurze, potem była też na Teneryfie. Z czasem przeniosła się na Gran Canarie , gdzie podjęła pracę w ekskluzywnym hotelu jako recepcjonistka w tamtejszym kurorcie Meloneras

.

Pragnienie pisania

Gran Canaria. Edyta uwielbiała przypływy i odpływy (fot. DP )

 To, co było konikiem Edyty przywiodło ją do założenia swojej strony, którą z czasem rozbudowywała. Jest tak, kiedy człowiek z racji ograniczeń związanych z emigracją nie może zarabiać w zawodzie, wtedy pragnie inaczej na własną rękę robić, to co kocha. Śmiała się;, że po dwóch, czy trzech latach w końcu zarobiła  na blogu jakieś tam euro- nie pamiętam dokładnie- to było  chyba 20 albo 50 euro. Tak to wygląda, ja na swoim po trzech latach w tzw. programie zarobkowym nie dorobiłam się nawet paru złotych. Ale jeśli chodzi o mnie, to nie jestem tak konsekwentna jak Edyta.  Ona pilnowała się, aby pisać stale, regularnie. Jednak nie każdy robi kokosy, to raczej dla sprytnych marketingowców, a może takich, co mają już swoje lata sławy i wyświetleń, albo tematy skandaliczne. Omawiałyśmy inne strategie finansowe, po części do zrealizowania, aby móc utrzymać się z pisania, ale realia zarobkowania są, jakie są.  Edyty blog cieszył się sporą popularnością, zwłaszcza wśród osób szukających informacji oraz pomocy na Wyspach Kanaryjskich. Znajdziemy również wywiad z Edytą w mediach z początku jej działalności. Na szczęście nie była celebrytką w stylu kolorowego czasopisma. Była dla wszystkich dobrą duszą, pięknym aniołem, cechowała ją wyjątkowa kreatywność, mądrość,  przekraczanie schematów, motywowanie do pięknych działań, do wychodzenia z marazmu przytłaczającej codzienności i spotykanych ograniczeń.

Była mi przyjaciółką, jak siostra. W kryzysie zaprosiła mnie do siebie; nie licząc, nie rachując, dzieląc się tym, co miała- choć nie miała kokosów. Umiała wspaniale słuchać, wyciągać pozytywne wnioski, wyprowadzać z dołka, zmieniać wektor nieszczęść na perspektywę nowych możliwości. Przede wszystkim umiała żyć pełnią życia, choć to nie znaczy, ze bez trosk, bez problemów. Wspierała zawsze pozytywnie każdego, nie szukała swego, nie żyła wyłącznie dla „swego ego”. Po prostu kochała ludzi i piękno tego świata. Na nagrobku rodzina napisała cytat, który najlepiej oddaje prawdę o Niej: ” żyłam krótko… ale Pięknie”.

Chcąc znaleźć i dać pocieszenie rodzinie, powiedziałam Mamie Edyty, że żyła pełnią życia, inni całe życie zmarnują. I tego możemy się od Niej uczyć. I tak też sobie tłumaczę Jej stratę. Idąc dalej, biorąc Jej podejście do życia jak kompas, by nie żałować nic więcej, by nie bać się szaleć, kochać, podróżować, rozwijać, ryzykować. W dniu kremacji Przyjaciele na Wyspach otworzyli wino, Edyta nie chciała lamentu, smutnych pożegnań, pochwała życia w Niej była piękną adoracją daru Boga dla nas.  Teraz jest w innym raju- nie wątpię w to. Czekam, kiedy mnie odwiedzi we śnie jak anioł, który zmienił tylko miejsce swego posłannictwa. Do zobaczenia w raju! Albo  na „Messengerze”  wszechświatów.

Ostatnie pożegnanie. Róża (Fot. DP)

Ostatnie pożegnanie

Edyta bardzo kochała góry, a zwłaszcza rodzinną miejscowość ze strony babci Andrzejówkę nad Popradem.  Rodzina Edyty z pomocą  przyjaciół Edyty poprosiła o wsparcie w sprowadzeniu jej ciała. Akcja szybko osiągnęła swój cel, gdyż przyjaciele i znajomi szybko na nią odpowiedzieli i właściwie w ciągu tygodnia uzbierano więcej niż zamierzono, a cel był 17 tyś. zł. Za co rodzina była niezwykle wdzięczna, a treść znajdziemy w kilku artykułach o tym mówiących. Osobiście wspierając „ostatni lot Edyty” myślałam tak o tym, że  dokładam się do jej biletu powrotu do domu, a nie akcji sprowadzenia prochów..chciałabym bardzo, żeby było inaczej. Wiem, ze już nigdy nie będę miała okazji się Jej odwdzięczyć za  dobro, za Jej gościnność, spotkać się, uściskać, zatańczyć na imprezie. Gdzieś dzień , czy dwa przed śmiercią, czytałam artykuł o odkryciu przez archeologów pierścionków zaręczynowych jakiejś rosyjskiej księżniczki, udostępniłam post z hasłem „dziewczyny to znak”- myślałam też o Edycie, bo jeszcze nie zdążyła zostać żoną w pełnym tego słowa znaczeniu, założyć rodziny. Nie jest to takie proste, zwłaszcza jak już minie przychylny czas dla „panny młodej”. Życie to nie przepis na placek. Ostatnie marzenie Edyty, to uczenie języka hiszpańskiego, miała już pierwszą uczennicę. Wyspy były Jej nowym życiem po „czasie Krakowskim”, pełnym słońca i przyjaciół, przypływów i odpływów, wschodów i zachodów, które uwielbiała oglądać.  Tam też była tancerką pod opieką wybitnej nauczycielki, biorąc udział w różnych występach w przepięknych strojach.   Pożegnanie Edytki odbyło się w pięknym staro cerkiewnym kościele dnia 22 stycznia b.r.

Na tle Kościoła NMP w Andrzejówce, od strony miejsca pochówku Edyty (fot. DP)

Mała urna, a bardziej Jej zdjęcie na katafalku w nawie głównej prezentowały się w cichym płaczu, na tle wspaniałego Ikonostasu . Chciałam zrobić zdjęcie, ale miałam dylemat, bo był wewnątrz zakaz. I tak myślałam sobie, co by powiedziała Edyta?…Tak powiedziałaby, Daria wyciągaj sprzęt i rób! Uśmiechnęłam się do siebie, bo wiem, że jej wspaniały Duch będzie ze mną, zwłaszcza w tym, co łączyło. Nie wyciągnęłam aparatu, bo wzięłam największy obiektyw, zrobiłam tylko telefonem- nie wyszło dobrze. Trzeba jednak słuchać rad przyjaciół.

Z perspektywy krzyża, widok na góry (fot. DP)

Prochy spoczęły na górce z widokiem na góry, na cmentarzu przy cerkiewnym kościołku NMP w Andrzejówce.  

Przyjaciele „odwiedźcie Edytkę- jak będziecie kiedyś tędy przejeżdżać.” Choć wiem, że Jej Duch jest znacznie wyżej; jak słońce, które w dniu pogrzebu wyszło zza  deszczowych chmur. Niech przyświeca nam Jej pogoda ducha miedzy wschodami i zachodami  życia, w przypływach i odpływach tego, co jest zmienną losu.

Światłość wiekuista niechaj Ci świeci. R.I.P. (fot. DP)

2 Comments

Dodaj komentarz