Via Crucis- z rozważań nad przegraną drogą ofiary losu

Każdy czas w historii ludzkości, a zarazem  w osobistych doświadczeniach indywidualnej substancji natury rozumnej, którą Boecjusz nazywa osobą przemierza swoją drogę życia. W pewnych jej przejawach jest ona swoistą via crucis. W tym wymiarze jednoczy się niejako z tą jedną drogą, w której zło jakby bierze władzę nad życiem. W tym aspekcie jest losem przegranej miłości i pokoju w świecie, jakiegoś ogólnego dobra. W życiu osobistym to droga ukrzyżowania, jakiegoś szczęścia w nas, kończącą się najczęściej śmiercią, zwycięstwem czegoś innego niż to, co oczekiwane. Kończy się jakimś osobistym dramatem, pełnym cierpienia, niespełnienia, niesprawiedliwości, może nawet zawieszenia w próżni własnej egzystencji, złamaniem tego, co jest  w nas życiem, sensem, wartością podstawową.

 

Zło, które zwycięża, to konsekwencja niewybranego dobra. To przewartościowanie rzeczy tego świata nad te wszystkie, które pozwalają królować miłości i sprawiedliwości. To zdrada za jakieś srebrniki, to chęć zniszczenia za cenę panowania, utrzymania władzy, rozszerzania wpływów, by mieć jej coraz więcej w złym duchu imperializmu, również wykorzystującego dla ów panowania religii na własny użytek, jak ma to miejsce w tzw. radykalizmie danej dominacji. Przypomnijmy siebie tu rolę uczonych w piśmie i Arcykapłanów, których lęk wobec novum nauk Jezusa z Nazaretu stał się głównym powodem do Jego zgładzenia. Jego posłannictwo, chęć zmiany systemu religijno-społecznego, który poszedł za bardzo w stronę litery prawa- nie miał  tu właściwego posłuchu. Torujący drogę , wychodzący ponad zastałe ludzkie ograniczenia stał się wrogiem wszystkich, którzy chcieli  na siłę utrzymać, to co dawało im poczucie władzy i pewność kroków, pewność dla ich kulawego prawa. Tymczasem prawo to, choć zwane przez nich „świętym” stało się ciemiężcą wolności dusz ludzkich i karykaturą Boga, na którego w ich przestrzeganiu się powoływali. Karykaturą było bowiem dlatego, że wykluczało transcendencje miłości, która według mistrza z Nazaretu ma być wypełnieniem prawa. Nie brało też pod uwagę indywidualnych uwarunkowań danego problemu, co do osoby ludzkiej. Tu symptomatycznym naruszeniem ograniczenia prawa stanowionego, a tym samym wypełnieniem prawa przez Chrystusa jest uzdrowienie w Szabat, czyli złamanie prawa na rzecz dobra bliźniego, a nie przestrzeganie prawa dla samego prawa.  Wówczas gdy prawo staje się nadrzędną wartością panowania nad człowiekiem, jest jego nadużyciem.  W historii ludzkości możemy podać wiele takich nadużyć. W Auschwitz jeden z byłych więźniów wskazał, że największym grzechem była obojętność, dodając przez nią nowe przykazanie  do dziesięciu „nie być obojętnym”. Tak naprawdę w tym czasie nie potrzebowano żadnego dodatkowego przykazania, bowiem wszystkie te dane ludzkości były łamane, a jeśli jakieś były, to nie wypełniało je to jedno przykazanie „miłości bliźniego”. Czy naziści nie przestrzegali prawa, owszem, we wszystkim byli skrupulatni, tak samo jak w rachunkach dot. swoich planów, czy nawet , co do wyliczeń kartek żywnościowych, tu też obowiązywało prawo, ale tylko dla jednych, tych, których trzeba było wyniszczyć.   Dziś rachunki dalej pełnią ważną rolę, w czasie korona wirusa w Chinach ; zdążono już policzyć, o  ile dzięki temu nieszczęściu w atmosferze zmniejszył się poziom dwutlenku węgla. Czy to nie jest przerażające, że są ludzie, którzy tak rachują.

Via crucis to droga przegranej w różnych punktach omega historii ludzkości. W tych osobistych to pojedyncza ofiara, czyjeś cierpienie rozczłonkowanego ciała… czyjeś ostatnie tchnienie, to poderznięte gardła, zgwałcone dzieci, kobiety obdarte ze swoich weselnych szat, chromi, których nie ma kto uleczyć,  pędzący szatani w ciężarówkach  po ulicach miast.  To zburzone dzieciństwo, to zburzone świątynie życia, które zniszczył jakiś plan, ale czyj on był?…. tak, a może to jednak kara- jeśli jest to tylko skutkiem tego, co sam człowiek wybrał, a właściwie rządzący. A, wybrał stanowienie prawa do wszystkiego bez prawa do jego wypełniania tym, co nie czyni go karykaturą wszelkich rządów. Jeśli więc prawo przedkłada się nad dobro człowieka, ustawę, władzę nad jednym, czy wieloma bez odniesienia do przykazania miłości jest ono zawsze via crucis, drogą w której przegrywa miłość i sprawiedliwość Boża z ludzką pychą, to przegrana, w której nie wybiera się miłości, ale prawo stanowienia własnej władzy z prawem do niszczenia tego, co jej zamysłom przeszkadza, zazwyczaj przeszkadza ktoś, kto nie jest wobec niej ślepy, albo jej przeszkadza nie chcąc być poddanym.  Ślepiec nie zna światła, skoro nie wypełnia tego, co nim jest, ale  nawet wobec prawa może być strażnikiem gorliwym, najlepszym  w swym mniemaniu, skłonnym do zrywania  w randze swego majestatu cudzych szat, swoich mu nazbyt szkoda. Gdzie kończy się via crucis, a gdzie zaczyna drogą w drugą stronę? Gdy rozerwana zostanie zasłona, dzieląca prawdę z poznaniem, zasłona obłudy tego świata i każdego systemu, który jest często prawem stanowienia jednych, a uciskiem dla innych. W każdym aspekcie może stać się zagrożeniem z odwróconymi wartościami do góry nogami, jak symbol odwróconej prawdy, nazwanej przez zwodziciela kłamstwem, tylko dlatego, że kłamstwo jest dla niego dogodniejszym towarem, lepszym rachunkiem finansowym, czy dogodnym narzędziem sprawowania władzy, powiększania swojego ego państwowego, czy osobistego w kierunku „ja jestem panem”, a nie jakiś tam wymyślony „Bóg”. Brak odniesienia w ludzkim stanowieniu prawa do wyższych wartości, w tym do prawa Bożego i Jego sprawiedliwości staje się karykaturą wszystkich systemów rządzenia, nawet w jego demokratycznych ramach, które przejmują wówczas rolę dyktatury mnogiej w formach jej właściwych. „Nie miał byś władzy nade mną, gdy by ci jej nie dano z góry…”, to odniesienie jest zawsze aktualne dla każdego, kto chce rządzić, bowiem tylko ten, kto ma świadomość wyższego ramienia jest w stanie być sprawiedliwym,  kto nie ma, ten staję się karykaturą swego ego w namiętności władzy.  Wiedziała to dobrze św. Jadwiga, Król i Królowa Polski, dlatego jej władza i czas panowania były najwybitniejszym okresem rozwoju  Polski tamtych czasów, a Królewskie Miasto stało się ośrodkiem nauki, sztuki i kultury w całej Europie i świecie. Polska jeśli ma jakiś swój skarbiec narodowy, to ten, jaki pozostawiła jej mądrość i wielkość swoich świętych, ale oni znali swoją wartość, wiedzieli, co to znaczy własny interes, własny rozwój i gospodarka, co to znaczy  władza. Via crucis w wymiarze społecznym kończy się wtedy, gdy zaczyna się nawrócenie ze złej ścieżki w kierunku chwalebniejszym niż ucisk i śmierć.  W wymiarze osobistym,  gdy wyzioniesz już ostatnią łzę, wydasz ostatnie bolesne tchnienie, gdy staniesz nad grobem swojej przegranej jak Chrystus nad grobem Łazarza, by zapłakać nad tym, czego nie mogłeś uratować  i poprosić o cud,  łaskę drugiej szansy, o to, co wydaje się już po ludzku niemożliwe. To jest transcendencja skończonego w kierunku nieskończoności. To jest wiara, nadzieja i miłość. Wierze, ufam, kocham. Nic więcej w drugą stronę nie potrzeba zwyciężać.  Poznała moc tej miłości jedna matka w Portugalii, której miłość matczyna domagała się otwarcia małej białej trumienki swojej córeczki, taki cud drugiej szansy i tak też ma na imię. Nigdy nie wiemy, czym nas życie może jeszcze zaskoczyć pozytywnie. Zawsze to tajemnica Tego, Który z nami via crucis przemierza, który wypowiada swoje umęczone pragnę…  jedno z ostatnich słów zanim ostatecznie wyzionie swego Ducha, by się wszystko w tym pragnieniu wykonało.

Dodaj komentarz